Pierwszy kontakt ze sztuką miałam w 1989 roku w wieku 17 lat gdy do naszej wioski przyszedł wędrowny głuchoniemy ok 40 letni kupiec który utrzymywał siebie wraz z żoną i dwójką małych dzieci chodząc po wsiach i niewielkich miasteczkach by nie umrzeć z głodu w młodości zachorował na wirusowe zapalenie opon mózgowych które było powikłaniem po ciężkiej szkarlatynie kontaktował się z chętnymi nabywać jego towary na migi i miał na oferowanych rzeczach poprzyklejane karteczki z cenami sprzedawał rozmaite ozdobne bibeloty wiszące zegary wazoniki ramki na zdjęcia itp. ale głównie sprzedawał tzw. amatorskie lanszafty o stylu art.- brut było wśród tych rzeczy mnóstwo kwiatow portetów krajobrazów oraz treści sakralnej krzyże święci papieże kościoły babcia przyprowadziła tego mizernego nieznanego przybysza do domowego salonu w którym leżałam patrzył na mnie taki smutny i blady że serce mi wprost trzęsło się z żalu nad jego niedolą nikt z mej wioski nic od niego nie chciał kupić żałowali każdego grosza mamę ubłagałam po jej powrocie z pracy żeby nie stłukła mnie na kwaśne jabłko za oddanie reszty pieniędzy temu nieborakowi które wyciągnęłam z pod swojej poduszki to były nasze ostatnie grosze na jedzenie moje na cały tydzień gdyż w osłupieniu nagle zobaczyłam między niesprzedanymi rzeczami na drewnianej ławie nieduży obraz matki boskiej częstochowskiej z dzieciątkiem w srebrno złotej szacie uparcie skamlałam niby namolny pies mamuś kup mi tę madonnę mogę głodować tylko kup mi go efekt końcowy był taki że jadłam tydzień tylko chleb z margaryną i piłam gorzką herbatę ale obraz został w naszym domu i pomogłam załamanemu choremu człowiekowi
